nasz DOM
www.netparafia.pl

MODLITWA w naszym DOMu - Cud w Rostkowie

Abuna Zygmunt - 16 PaĽdziernik 2018, 10:36
Temat postu: Cud w Rostkowie
Cud w Rostkowie

Nigdy jeszcze w Rostkowie nie byłem, jasne więc, że pojechałem tam, kiedy pojawiła się taka okazja, tym bardziej, że wszystko mi odpowiadało w tym co było proponowane: czas, środek lokomocji do i z powrotem, no i oczywiście towarzystwo. Odpowiadał mi również prorogram, czy raczej rodzaj tego wspólnotowego spotkania.
Poranek w dniu wyjazdu był cudowny i taka sama piękna pogoda utrzymała się przez cały dzień. Jesienne widoki towarzyszyły nam na całej trasie.
Po drodze mieliśmy dwa krótkie postoje. Jeden ze wzgledu na samochód ( tankowanie benzyny), drugi wymuszony przez kilku współpasażerów, którym tej grzeczności nie można było odmówić, inaczej byłyby problemy nie tylko z nimi, ale i z samochodem.
Może tylko lepiej byłoby nie zatrzymywać się na ostrym zakręcie, ale pech chciał, że właśnie tam znajdowała się z upragnieniem oczekiwana kępa wystarczajaco gęstych drzew i trudno się było w takich warunkach oprzeć pokusie zahamowania i zatrzymania samochodu.
Rostków przywitał nas uśmiechami przybyłej tutaj przed nami, małej grupy jezuitów. Przywitał nas też zapachem country, czyli wiejskiego charakteru Rostkowa. Od razu było wiadome, że aktualnie jego mieszkancy zajmują się jesiennym nawożeniem pól.
Nie zdążyliśmy sie jeszcze dobrze przywitać z pierwszą grupą jezuitów, gdy poczęły nadjeżdżać następne. Wytworzył się miły i stale rosnący harmider gromkich nawoływań, spontanicznie rodzących się radosnych okrzyków, głośnych komunikatów, zapytań, gdy jednocześnie co poniektórzy brali innych co poniektórych na stronę, aby przeprowadzić z nimi jakiś osobisty wywiad.
Pojawiło się również nowe zjawisko handlu obnośnego na naszych zjazdach, które ma szanse sie rozwinąć, sądząc po tym jak szybko został rozchwytany cały ładunek papryki, przywieziony przez jednego z proboszczów na to wspólnotowe spotkanie.
Oficjalne wprowadzenie odbyło się w kościele, jedynym miejscem w tym sanktuarium, które bylo w stanie pomieścić tak duzą ilość ludzi. Było ono bardzo zwięzłe i konkretne. Zaraz po nim zabrał głos przesympatyczny proboszcz rostkowskiej parafii i zarazem kustosz sanktuarium. Opowiedział nam trochę o historii tego miejsca.
Jest ona krótka i mało skomplikowana, bo praktycznie nie ma tam niczego, co wiązałoby się bezpośrednio z osobą św. Stanislawa Kostki, poza tym, że w tym właśnie miejscu gdzie się urodził i spędził swe pierwsze dziecięce lata.
Sympatyczny proboszcz nie przekonywał nas wcale do tego, że na pewno wgłębienie w betonie w kształcie podeszwy od buta, to z całą pewnością odcisk stopy świętego Stanisława. Podobnie jeśli chodzi o znaną historię z żabami, które przeszkadzały małemu Stasiowi w modlitwie, a on uciszył je tak skutecznie, że do dziś w rostkowskim stawie żaby nie kumkają.
Uroczysta liturgia, w małym kościółku, zaczęła się jak zwykle głośnym rozgardiaszem, znacznie przewyższającym zasady kościelnego bon tonu. Całe szczęście, że nie było świeckich osób w naszym gronie, bo mógłby im się przypomnieć pewien film, który aktualnie właśnie święci wielkie tryumfy na naszych krajowych ekranach.
Na plus jednak trzeba zapisać temu zgromadzeniu, że radykalnie zmieniła się atmosfera, gdy Prowincjał wszedł uroczyście do kościoła, razem z dwoma koncelebransami, poprzedzeni asystą z krzyżem i kadzidłem i zaczęła sie liturgia.
Czytania, śpiewany polifonicznie psalm, Ewangelia i... tutaj Prowincjal zaskoczył wszystkich, bo nie on wyglosił homilię, ale poprosił o to Jacka Olczyka z Bydgoszczy, jednego z najmłodszych kapłanów w tym jezuickim gronie. Jacek się tłumaczył na początku kazania, ale na szczęście tylko trochę, że jest zaskoczony i że ma tremę, ale zaraz temu zaprzeczył swoim wystąpieniem.
Mam przekonanie, że to św. Stanislaw Kostka wpisał się w tę historię i dzięki jego skutecznej modlitwie, Duch Boży w sposób odczuwalny dotknął naszą wspólnotę, sprawiając, że nasze milczenie stało się głębsze. Stało się to po tym, gdy bez żadnych protestów i zatrzeżeń, przystano na karkolomną propozycje Jacka dotyczącą przeprowadzenia teraz, na miejscu, mikrodialogu w mikrogupach, poprzedzonego mikromedytacją i zakończonego mikrokolokwium.
Efekt namaszczenia wspólnoty Duchem Świętym był widoczny. Modlitwa, poczucie więzi wspólnowowej, luz z jednoczesnym skupieniem wyraźnie świadczyły o tym. Cała dalsza część liturgii odbywała się w atmosferze większej mistycznej więzi z Panem.
Moim zdaniem, a podejrzewam, że podobnie to widzą inni uczestnicy spotkania, właśnie to „namaszczenie” Duchem Świętym naszej wspólnoty podczas celebrowania Eucharystii, stanowiło clue całego programu pielgrzymki , co z pewnością nie było wcześniej przez nikogo zaplanowane, bo nikt nie ma przecież możliwości dysponowania Duchem Świętym.
W ten sposób, otrzymaliśmy zupełnie nieoczekiwanie, dar odczuwalnej obecności Boga podczas naszej modlitwy, a efekt tego blogoslawienstwa byl widoczny po Mszy św, podczas obiadu, rozmów na pozegnanie i w czasie powrotu do domu.
Wyciągnałem z tego wniosek, że wydarzenie to było znakiem, że Bóg błogosławi naszym spotkaniom, które odbywają się właśnie w takiej prostej atmosferze, jak to miało miejsce w Rostkowie, bez przygotowywania żadnych nadzwyczajnych atrakcji, bez skomplikowanych programów i bez nużących wątków oficjalnych, z prostą liturgią, w której chodzi o modlitwę a nie o religijne alibi dla świeckiego wydarzenia.
Na koniec chciałbym powiedzieć, że mamy prawo chyba przypuszczać, że w ten sposób dał nam znać Stanisław Kostka, że był rzeczywiscie z nami i że on popiera również w przyszłości tego rodzaju spotkania, a skoro tak, to należy również przyjąć, że patronował on również „aktowi zawierzenia”, którego dokonał, również w naszym imieniu, o.Prowincjał.
I do tego zawierzenia pewnie trzeba będzie jeszcze powrócić i to nie tylko jako modlitewna formuła, ale jako jej rozwinięcie praktyce konkretnego życia.
Warto chyba zrobić miejsce dla jakiegoś dalszego ciagu tego co przeżyliśmy w Rostkowie.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group