nasz DOM
www.netparafia.pl

MODLITWA w naszym DOMu - Moja modlitwa...

Alina - 10 Luty 2015, 00:44
Temat postu: Moja modlitwa...
Zaglądając tutaj ostatnio zwróciły moją uwagę wasze refleksje odnoszące się do modlitwy. Jest to temat bardzo mi bliski. Bliskie było również to co napisała o modlitwie Danusia.Trudno było mi się powstrzymać, żeby nie dorzucić swoich przysłowiowych trzech groszy. Wyszedł z tego całkiem długi tekst, ale już trudno , może dacie radę dobrnąć do końca :)
Chciałabym podzielić się z wami moim doświadczeniem modlitwy. Myślę, że przeszłam już długą modlitewną drogę i ciągle jeszcze wiele przede mną. Jedno mogę powiedzieć dzisiaj z całą pewnością: nie wyobrażam już sobie swojego życia bez modlitwy, ona jest początkiem mojego dnia i źródłem wszystkiego. Gdy myślę o tej modlitwie na przestrzeni czasu ,przychodzą mi do głowy dwa doświadczenia z nią związane. Pierwsze z nich jest bardzo już stare i sięga dzieciństwa lub wczesnej młodości. Wtedy jeszcze modliłam się bardzo niesystematycznie, choć zdarzały mi się modlitewne zrywy. Zauważyłam jednak, że gdy zaczynam pilnować regularnej , zwłaszcza wieczornej modlitwy, myśl o tym, że będę się modlić- napełniała mnie radością. Długo wydawało mi się to dziwne, cieszyłam się na myśl o modlitwie , która mnie jeszcze czeka i nie bardzo wiedziałam co mnie tak cieszy, bo w czasie tej modlitwy nic specjalnego się nie działo. Drugim doświadczeniem, już znacznie dojrzalszym i późniejszym, było pojawiające się przeświadczenie, że moje wnętrze, moje serce , nie należą całkowicie do mnie. Nabrałam przekonania, że moje stany duchowe- strapienia i pocieszenia ( w moim przypadku najczęściej pocieszenia) są w dużej mierze ode mnie niezależne, że nawet jeśli częściowo umiem je z czymś konkretnym powiązać i znaleźć ich przyczynę to bardzo często są one mi po prostu dane i jakby zadane jednocześnie. Jestem pewna, że Pan dotyka mojego serca i może napełnić je pocieszeniem zupełnie niezależnie od zewnętrznych okoliczności. Odkryłam jakby Jego Obecność we wnętrzu swojego serca i odkrycie to było powiązane z głębokim przekonaniem, że to moje serce właśnie jest przestrzenią w której On działa i , że ono jest co prawda moje, ale jakby nie należało tylko do mnie. To przekonanie bardzo mi pomogło w modlitwie, wiązało się bowiem z pewnością, że Pan nieustannie na mnie czeka, że działa we mnie, że w czasie modlitwy napełnia moje serce jeszcze mocniej swoją Obecnością.
Z tego odkrycia wynikało również pogłębiające się we mnie od pewnego czasu pragnienie modlitwy nieustannej i przeróżne próby realizowania takiej modlitwy w moim bardzo przecież czynnym, pełnym zadań i obowiązków , codziennym życiu. O modlitwie można powiedzieć naprawdę wiele. Oczywiście można ( i nawet trzeba) modlić się w podróży, na zatłoczonej ulicy, na przystanku, w środku nocy przy przebudzeniu i o każdej porze dnia. Modlitwa jednak, aby była pogłębiona, aby miała szansę otworzyć w sercu człowieka przestrzeń Bożej Obecności , musi mieć swoje bardzo konkretne miejsce i czas. Ojciec Robbin, kenijski ksiądz i misjonarz, który jest moim przyjacielem i wiele od niego się uczę, gdy wyjechał na 3 tygodnie z Kairu, gdzie mieszka i pracuje , napisał do mnie : " tęsknię za Kairem i moim pokojem w parafii św. Marka. Brakuje mi bowiem czasu na systematyczną, dłuższą modlitwę i czytanie duchowe. Pocieszam się tylko tym, że ty jesteś tam gdzie zwykle i modlisz się jak zwykle. Módl się za mnie więcej, gdy ja modlę się mniej , módl się bardziej gdy ja jestem słaby. Czuję się umocniony twoją modlitwą. ". To ważne słowa, bo płyną z serca człowieka, który dużo się modli i zna wagę modlitwy w swoim życiu.
Dla mnie czymś niezwykle istotnym, wręcz pewnym przełomem na drodze rozwoju własnej modlitwy było zorganizowanie sobie specjalnego "miejsca modlitwy" w moim pokoju. Miejsce to przeszło kilka metamorfoz, ale jest ono dzisiaj dla mnie miejscem szczególnym, które kocham. Jest w nim krzyż z figurą ukrzyżowanego Chrystusa ( ten sam z którym w ręku przeszłam 40 km-ową ekstremalną drogę krzyżową), oparty na podstawce pod Pismo Święte, które również się tutaj znajduje, szczególne miejsce zajmuje też obrazek Jezusa z otwartym sercem, podarowany mi przez zaprzyjaźnionego księdza i przywieziony z wiedeńskiej katedry oraz obrazek św. Charbela, który dostałam kiedyś w prezencie. Jest też świeca wykonana przez mnichów ze Wspólnoty Jerozolimskiej, którą staram się zapalać. Na krzyżu znajduje się jeszcze różaniec przywieziony z klasztoru koptyjskiego na pustyni w Egipcie. Najważniejszy jest jednak sam krzyż, bo każdą modlitwę zaczynam od spojrzenia na niego i krótkiej adoracji. On też najbardziej ogniskuje moje spojrzenie i skupia moje myśli. Swoją poranną modlitwę, która zajmuje mi najwięcej czasu i którą naprawdę kocham, zaczynam zawsze w tym miejscu. Wykorzystuję na nią czas, gdy w domu robi się cicho- wszyscy jeszcze śpię, lub są już w szkole i pracy. Zaczynam zawsze od modlitwy ofiarowania św. Ignacego, chyba dlatego, że jej słowa wyrażają dobrze to co sama czuję, moje pragnienia. Potem korzystam z brewiarza, ponieważ kocham modlitwę psalmami. Psalmy bardzo szybko przenoszą mnie w szczególny świat odczuwania Bożej Obecności i pozwalają wyjść wyżej ponad to co "tu i teraz". Dają mi one szerszą perspektywę i mam wrażenie -łączą mnie z doświadczeniem całego ludu Izraela. Po odmówionej jutrzni zazwyczaj modlę się dłużej w myśli, a następnie rozważam czytania z danego dnia, próbując wejść głębiej w scenę przedstawioną w Ewangelii i zatrzymać się trochę dłużej nad słowami i zdaniami, które poruszają mnie bardziej. Całość kończą jeszcze raz modlitwą spontaniczną w myśli, w której wiele jest uwielbienia, miłości i wdzięczności. Gdy mam więcej czasu korzystam niekiedy z książki "Święci na każdy dzień" i czytam o patronie dnia, wybieram sobie tych z którymi szczególnie chcę się zaprzyjaźnić. Dalsza modlitwa w ciągu dnia zależy w dużym stopniu od tego co w danym dniu robię. Mam ten przywilej , że dużo czasu zazwyczaj spędzam w samochodzie, a to sprawia, że mogę odmówić w nim spokojnie różaniec i koronkę. Stało się to już właściwie moim rytuałem i również sprawia mi radość. Dzięki modlitwie różańcowej mogę prosić za tymi, których nieustannie noszę w swoim sercu i powierzyć Panu wiele bieżących spraw. Poza tym poszczególne tajemnice nadają odmienną barwę każdemu z moich dni. Poniedziałek kojarzy mi się ze zwiastowaniem i tajemnicami radosnymi w których najbardziej chyba lubię ofiarowanie Pana Jezusa w świątyni, wtorek z tajemnicami bolesnymi- cały jest moim ulubionym i tak dalej, każdy dzień ma swoje różańcowe odniesienia i swoją barwę. Staram się pamiętać o Aniele Pańskim, ale też wielokrotnie w ciągu całego dnia zwracam się myślą ku Panu , wypowiadając w myśli krótkie wezwania modlitewne, najczęściej pełne uwielbienia i wdzięczności za wszystko. Dzień kończę ponownie w moim modlitewnym kąciku, choć wieczorem trudniej o głębsze skupienie. Zazwyczaj w domu jest głośno i często ktoś mi przerywa, poza tym zwykle jestem już mocno zmęczona. Rzadko udaje mi się odmówić nieszpory, ale staram się o dłuższą chwilę improwizowanej, spontanicznej modlitwy i rachunek sumienia z podziękowaniem za cały przeżyty dzień. Codziennie wieczorem staram się też przeczytać czytania na dzień następny, aby zasypiać z myślą o nich.
Wiem, że wydawać się to może nieprawdopodobne, ale tak modlę się od dawna i w takiej modlitwie odnajduję smak i radość. Pan napełnia serce człowieka na modlitwie i je przemienia, trzeba jednak dać Mu szansę, trzeba znaleźć czas, trzeba się zaangażować i zdeterminować. To co piękne kosztuje, tylko rzeczy małe i liche są łatwe- to myśl kardynała Stefana Wyszyńskiego, która przeczytałam będąc w liceum w małej książeczce "Kromka chleba" i zapamiętałam na całe życie. Zdarza mi się też łączyć moje (zazwyczaj nocne) bieganie z modlitwą. Odmawiam wtedy również różaniec lub koronkę modląc się za wszystkich potrzebujących modlitwy. Życie jest nieustanna walką pisze często O. Robbin i taką walką bywa też moja modlitwa. Wierzę, że odmawiany codziennie różaniec sprawia, że Matka Boża trzyma mnie blisko Pana i ratuje często od ulegania pokusom.
Kocham moje dni wypełnione modlitwą, nie są one wcale monotonne, mają wiele smaków i barw. Taka ilość modlitwy na pierwszy rzut oka może wydawać się szaleństwem, ale w moim życiu wiele jest szaleństwa i właśnie takie życie kocham.

dbb - 10 Luty 2015, 01:47

Bog zaplac Alina, za podzielenie sie osobistym doswiadczeniem w tak bardzo waznym temacie.
Cale zycie sie uczymy. Uczkne cos z tego dla siebie.

Giga - 10 Luty 2015, 07:21

Alinka.... Wreszcie znów jesteś
Abuna Zygmunt - 10 Luty 2015, 10:06

Najbardziej rozpowszechnione okreslenie tego czym jest modlitwa brzmi : modlitwa jest rozmowa z Panem Bogiem. O rozmowie zas mozna powiedziec, ze odzwierciedla ona rodzaj i charakter spotkania. Inna jest rozmowa z przyjacielem, inna z klientem. Inna jest rozmowa gdy czlowiek jest smutny, inna gdy radosny... Rozmowa jest rowniez milczenie, lza, podanie reki. Wazne aby osiagnac poziom milosci . Ona determinuje glebie modlitwy, ale modlitwa ( rozmowa, spotkanie) rowniez pomnaza nasza milosc i ja uszlachetnia.
Giga - 10 Luty 2015, 19:33

A ja nie mam miejsca na modlitwę.Nie mam w ogóle swojego spokojnego kątka.Skoro wiele Ci dano Alinko wiele możesz nam pomóc swoją modlitwą

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group