Strona Główna nasz DOM
www.netparafia.pl

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UĹźytkownicyUĹźytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  Chat

Poprzedni temat «» Następny temat
...że talent bokserski dostał Pan od Boga...
Autor Wiadomość
ZoRo


Miejscowosc: Warszawa
Wysłany: 16 Marzec 2014, 18:26   ...że talent bokserski dostał Pan od Boga...

Z Tomaszem Adamkiem, mistrzem świata w boksie zawodowym wagi junior ciężkiej federacji IBO,
rozmawia ks. Krzysztof Zimończyk SCJ
http://www.czasserca.pl/i...litwa&Itemid=86

Różaniec jest moją ulubioną modlitwą

Panie Tomaszu, patrząc na Pana życie, można łatwo zauważyć, że jest ono nie tylko pasmem sukcesów, lecz także ogromem trudów i zmagań z normalnymi ludzkimi sprawami…

To prawda, nie jest ono wieczną sielanką. Moja historia nie różni się tak naprawdę od tego, co przeżywają inni. Każdemu z nas Pan Bóg daje życie, obdarza talentami i wyznacza drogę, po której ma do Niego zmierzać na tej ziemi.


Wielokrotnie Pan podkreślał, że talent bokserski dostał Pan od Boga. Proszę zatem opowiedzieć, jak zaczęła się Pana przygoda z boksem?

Jako mały chłopiec lubiłem się bić. Najpierw szarpałem się ze swoimi czterema starszymi siostrami. Do dzisiaj mieszkają w Gilowicach i bardzo się przyjaźnimy. Później walczyliśmy z kolegami w podstawówce.


Na pięści…

Nie, nie na pięści – na przewrotki. Kiedy miałem 12 lat, zacząłem ćwiczyć boks. Okazało się, że otrzymałem do tego od Boga jakiś talent. Trzy razy w tygodniu dojeżdżałem autobusem na treningi do Żywca. Potem pracowałem jako ochroniarz na dyskotekach. Nigdy jednak nikomu nie zrobiłem krzywdy. Zawsze umiałem się obronić, ale nie udowadniałem na ulicy, że coś potrafię. Od tego jest sport. W 1999 roku zrezygnowałem z boksu amatorskiego i przeszedłem na zawodowstwo.


Jest Pan bardzo zajętym człowiekiem. Trenując, ukończył Pan studia, oprócz treningów i przygoto­wań do walk prowadzi Pan szeroką działalność charytatywną, pomaga wielu ludziom, do tego programy telewizyjne, radiowe… Jak znajduje Pan czas dla Boga, rodziny?

Pilnuję, żebym kierował się właściwymi wartościami. Ludzie mają różne hierarchie wartości. Zaobserwowałem to zwłaszcza w czasie pobytu za granicą. W moim życiu na pierwszym miejscu jest Bóg. Na drugim – moja rodzina i przyjaciele. A na trzecim i dalszym – praca, sport, wartości materialne. Jeżeli Boga postawimy w naszym życiu na pierwszym miejscu, to wszystko jakoś się ułoży i na wszystko można znaleźć czas.


Co by Pan powiedział w takim razie tym, którzy tłumaczą swoją nieobecność na niedzielnej Eucharystii brakiem czasu?

Nie chciałbym nikogo osądzać, ale jest to chyba częsta forma łatwego usprawiedliwiania się przed samym sobą, zabicia wyrzutów sumienia. Gdy spędzałem długie tygodnie na przygotowaniach do walk w USA, miałem bardzo intensywnie zaprogramowany dzień. Wiedziałem jednak, że muszę często odwiedzać świątynię. Miałem do dyspozycji samochód, wsiadałem więc do niego i jechałem do polskiego kościoła. Przed walką z Dowsonem trzeba było przemierzyć setki kilometrów, by móc wziąć udział w mszy świętej. Jeśli się tego chce, to zawsze się znajdzie czas.


Jakie znaczenie ma dla Pana modlitwa?

Dzięki modlitwie oddycham ja i moja rodzina. Wieczorami odmawiamy Różaniec razem z żoną Dorotą. Jeden dziesiątek mówią z nami przed snem córeczki, Roksana i Weronika. Kiedyś mój znajomy ksiądz ze Stanów Zjednoczonych powiedział: „Tomek, trzymaj się Różańca, a nie zgi niesz”. Różaniec jest moją ulubioną modlitwą.

W naszym domu bardzo czcimy Matkę Bożą i codziennie dziękujemy Jej za opiekę, której tak mocno doświadczamy na każdym kroku. Dzięki modlitwie mogłem przetrwać trudy wiosennych miesięcy. Kontakt z Bogiem nie pozwolił mi zapomnieć, że to On jest dawcą wszystkiego i w końcu wyciągnie mnie z kłopotów.


Wracając do życiowych trudów… Bóg przygotowywał Pana na ich znoszenie już od najmłodszych lat. Czy mógłby Pan podzielić się z czytelnikami „Czasu Serca” tragicznym wydarzeniem straty ojca, które przecież jest udziałem tak wielu rodzin?

Mój tata był kierowcą autobusu PKS. Miałem dwa lata, gdy doszło do tragedii. Tata wiózł wtedy górników przez miejscowość Wilczy Jar. Była gołoledź, a opony zimowe nie były wtedy znane. Autobus ześlizgnął się z drogi i wpadł do Jeziora Żywieckiego. Zostałem półsierotą. To był straszny dramat, dwie godziny później w tym samym miejscu do jeziora wpadł drugi autobus. Szczegóły tamtych wypadków do dzisiaj nie są jasne. Mama nie wyszła powtórnie za mąż. Samotnie wychowywała pięcioro dzieci. Dla niej nie było to łatwe, dla mnie też. Każdy chciałby mieć ojca.

Czuję jednak z tatą jakąś duchową więź. Czasem mi się śni – np. w noc przed walką z Briggsem, kiedy miałem złamany nos. Śniłem, że mój tata przychodzi i patrzy na mnie z troską. To sen, ale wiem, że tata teraz się za nas modli z Nieba.


Proszę jeszcze spróbować przekonać naszych czytelników, że boks jest pięknym sportem. Wielu bowiem mówi: „Co jest pięknego w «laniu się po mordach»?”.

Tak, wiem, że przeciwnicy boksu uważają go za chamski sport. Ja go tak nie postrzegam. Choć mnie też nie podoba się dyscyplina taka jak K1, w której zawodnicy kopią się po twarzach i biją z łokcia. Boks jest inny. To sport z zasadami: nie można bić rywala w tył głowy i poniżej pasa. Jest sędzia, który przerywa niesportowe akcje. To sport olimpijski. Dopuszcza go Kościół. Poza tym boks to szermierka na pięści. To sztuka, która polega na tym, jak zadać cios, ale go nie przyjąć.


Dziękujemy za rozmowę i życzymy zwycięstwa
w kolejnych zawodach bokserskich.


Tomasz Adamek pochodzi z Gilowic pod Żywcem. Obecnie jest mistrzem świata w boksie zawodowym wagi junior ciężkiej federacji IBO. Do niedawna był championem jednej z najbardziej prestiżowych federacji boksu zawodowego WBC. Zdobył tytuł w maju 2005 roku w czasie dramatycznej walki z Australijczykiem Paulem Briggsem.

Potem przyszły fenomenalne obrony tytułu, w których udowodnił, że zwycięstwo w pierwszej walce z Briggsem to nie przypadek. Obronił pas mistrzowski w pojedynku z Niemcem Thomasem Ulrichem, a później w rewanżu z Australijczykiem. Nadszedł jednak feralny lutowy pojedynek,
w którym został przerwany „amerykański sen”, i Tomasz Adamek stracił tytuł na rzecz Amerykanina Chada Dowsona. Powodem porażki była choroba żołądka i odwodnienie organizmu. Mimo to wyszedł na ring i walczył do końca.

Gdy wrócił do Polski, czekały go kolejne trudne sprawy. Grupa jego przeciwników wydała oszczerczą publikację, w której został pomówiony i odarty z dobrego imienia. Dzisiaj już zdaje się nie pamiętać o kłopotach i 9 czerwca 2007 roku walką w katowickim Spodku rozpoczął drogę po pasy kolejnych prestiżowych federacji.

Ostatnimi laty dał wiele dowodów mężnej postawy w ringu, ale i poza nim. Jest bowiem skromnym człowiekiem ogromnej wiary, który przy wielu okazjach mówi o tym, jak dużo zawdzięcza Panu Bogu.


Dziś jest
Niedziela, 16 marca 2014 r.
 
 
Abuna Zygmunt
Abuna Zygmunt


Miejscowosc: Aleppo
Wysłany: 16 Marzec 2014, 22:28   

Bardzo mi sie podobaja wszystkie akcenty rodzinne w tym wywiadzie.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group