Zaraz bedzie procesja, to znaczy za pol godziny, ale wlasciwie ona juz trwa. Idacy do samotni sw. Szarbela na gorze mowia rozaniec. Kazdy odmawia sam, Dorosly, mlody, idacy szybko, ciagnacy z trudem za soba nogi... Idzie i ma rozaniec w reku i na ustach. Stanowia dziwna spolecznosc wedrowcow. Mam dla nich szacunek – dla ludzi ktorzy nie czekaja dzwonka na modlitwe ale modla sie zanim dzwonek zadzwoni i po nim, staraja sie aby caly czas byl modlitwa, caly czas spedzony z Bogiem, dzieki odwiedzinom swietego ktory im pomaga znalezc sie blizej Boga i pomaga im byc blizej samych siebie. Czlowiek ktory sie modli w zwyczajnym, realnym zyciu, posrod codziennych obowiazkow jest rzeczywiscie blisko Boga, bo jego wiez z Bogiem nie jest odswietna.
Nieraz wystarczy moment aby cos dostrzec co sie widzialo wiele razy, przechodzilo, dotykalo... Nieraz wystarczy wysiasc wczesniej z autobusu i udac sie samotnie trasa prowadzaca do sanktuarium sw. Szarbela, aby wreszcie przeczytac tabliczke ktora zawsze tam tkwila ale moje oczy ja pomijaly, dlaczego, nie wiem. Miejsce to obetonowane z zewnatrz , wewnatrz napelnione ziemia na ktorej posiano trawe i rosna kwiaty jest pierwszym miejscem, gdzie znajdowala sie trumna sw. Szarbela. Tutaj byl pochowany i tutaj zauwazono swiatlo ktore bylo widoczne noca, ktore zwrocilo uwage okolicznych mieszkancow, a dopiero potem mnichow... Nie widzieli jego swietosci, chociaz zyli z nim na codzien. ... Ostatni beda pierwszymi. Historia sie powtarza.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz gÅ‚osować w ankietach Nie mo¿esz za³±czaæ plików na tym forum Nie mo¿esz ¶ci±gaæ za³±czników na tym forum