Strona Główna nasz DOM
www.netparafia.pl

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UĹźytkownicyUĹźytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  Chat

Poprzedni temat «» Następny temat
Być mężczyznąw kapłaństwie towejść w promieniowanie ojcostwa
Autor Wiadomość
ZoRo


Miejscowosc: Warszawa
Wysłany: 1 Kwiecień 2015, 16:24   Być mężczyznąw kapłaństwie towejść w promieniowanie ojcostwa

http://www.przegladpowsze...iadz-xxi-wieku/
Ksiądz XXI wieku| Ankietakomentarze

Kim jest współczesny ksiądz – w relacjach ze świeckimi, z przełożonymi, jako mężczyzna? W czym czuje się niezrozumiany? Jak przeżywa swoją samotność? Jakich księży dziś potrzebujemy? Odpowiadają m.in.: abp K. Nycz, bp A. Długosz, W. Oszajca SJ, J. Góra OP, A. Dymna, s. M. Chmielewska, Z. Mikołejko.

1.

Abp Kazimierz Nycz

Jak się Ksiądz Arcybiskup czuje w roli podwładnego, który ma jednego przełożonego?

Ja zawsze czułem się w kapłaństwie lepiej, gdy miałem nad sobą wielu przełożonych. Jak zaczynałem tę drogę, wiedziałem, że przełożonym jest rektor seminarium, drugim był proboszcz, kolejnym biskup. Im wyżej się idzie w służbie kościelnej, tym mniej ma się przełożonych, ale zakres odpowiedzialności, którą w duchu zasady pomocniczości trzeba spełniać z innymi ludźmi, staje się dużo większy. I myślę, że byłem znacznie spokojniejszy i dużo bardziej szczęśliwy, gdy miałem jasno zarysowane pole pracy duszpasterskiej, za którą odpowiadałem, czy była to praca w kurii, w Wydziale Katechetycznym, czy praca z klerykami, których uczyłem teologii. Im miej przełożonych, a w moim przypadku są to tylko papież i oczywiście Pan Bóg, tym spokoju jest mniej. Po długim pontyfikacie Jana Pawła II, który nas Polaków trochę „rozpuścił”, za Benedykta XVI nastąpił powrót do normalności.

Gdy pierwszy podpisywał...
........

2.

bp Antoni Długosz

Jak wyglądają moje relacje ze świeckimi i przełożonymi?

Posługa duszpasterska pozwala na kontakt z różnymi grupami laikatu. Spotykam się z nimi z okazji wizytacji parafii, rekolekcji, misji, a także sprawując funkcje szafarza sakramentu bierzmowania. Przełamuję barierę dystansu, jaki zauważam podczas tych spotkań. Moja bezpośredniość w wypowiedziach otwiera możliwości dzielenia się ze świeckimi problemami parafii oraz odpowiedzialnością za Kościół. Wydaje się, że laikat w niewielkim procencie utożsamia się z Kościołem oraz brakuje mu odpowiedzialności za to wszystko, czym żyje wspólnota Kościoła. W pewnym wymiarze odpowiadają za to niektórzy duszpasterze obawiający się powierzać laikatowi różne zadania dla dobra Kościoła. Duży wpływ na ożywienie czynnego udziału ludzi świeckich w życiu wspólnot parafialnych mają grupy rozwijającej się Akcji Katolickiej na terenie naszego kraju oraz wspólnoty charyzmatyczne.

Pamiętam współpracę z moimi trzema proboszczami podczas wikariackiego duszpasterzowania. Seminaryjna formacja ukazała mi wartość posłuszeństwa wobec decyzji proboszczów. Z sentymentem wspominam współpracę z proboszczami, którzy na równi z wikariuszami uczestniczyli w służbie parafii, zachęcali do aktywnego podejmowania twórczych duszpasterskich działań, szukania nowych dróg ewangelizacji. Obecnie jako biskup pomocniczy jestem pozytywnie odbierany przez mego biskupa diecezjalnego. Może zaskakuję go nowymi posługami, lecz spotykam się z wyjątkową wyrozumiałością z jego strony. Myślę, że nawzajem się uzupełniamy w służbie diecezji i Kościoła w Polsce.

Jak Ksiądz przeżywa swoją męskość, potrzebę bycia ojcem, samotność ?

Posługę księdza traktuję jako misję ojca, który swoją miłością i zatroskaniem obejmuje ludzi w różnym wieku, w zależności od realizowanej posługi. Z tym wiąże się duchowa oraz materialna troska o nich. Wcześniej wspólnota parafialna, a obecnie diecezjalna, stanowią dla mnie autentyczną rodzinę. Zajęciom pozadiecezjalnym także towarzyszy powyższe nastawienie. Naczelnym hasłem mojego życia jest przesłanie św. Pawła: „Być wszystkim dla wszystkich, by przynajmniej niektórych doprowadzić do Chrystusa”.

Jako wikariusz oprócz katechetycznej posługi zajmowałem się grupami ministranckimi, wokalnymi, teatralnymi oraz głuchoniemymi. Jako biskup duszpasterzuję wśród narkomanów i alkoholików. Wielość różnorodnych posług zapełnia wiele godzin. Rzadko odczuwam samotność, a często tęsknię za wolnymi godzinami, które poświęcam na modlitwę, słuchanie muzyki, obejrzenie filmu, pisanie kazań czy książek.

Przychodzą chwile refleksji nad problemem ojcostwa, lecz rekompensuję je niesieniem pomocy w rozwiązywaniu problemów dzieciom, młodzieży, z którymi zwracają się do mnie oni sami czy też ich rodzice.

Co Księdzu przeszkadza w stereotypowym obrazie duchownego? W czym czuje się Ksiądz najbardziej niezrozumiany?

Niepokoję się, gdy ksiądz ogranicza swoją posługę do funkcji szafarza sakramentów świętych oraz urzędnika w parafialnym biurze, a także gdy parafia staje się jedynie instytucją wykonującą różne posługi. Dlatego, wizytując parafie, uwrażliwiam księży na tworzenie świetlic z szerokim wachlarzem kółek zainteresowań dla dzieci i młodzieży, by dom parafialny stawał się domem rodziny parafialnej. Przypominam także, by wszystkie stany w Kościele objąć katechezą parafialną. Oprócz tradycyjnej posługi biskupiej, poszukując nowych dróg ewangelizacji, biorę udział w programach telewizyjnych dla dzieci, prowadzę audycje radiowe w ramach mojej specjalizacji biblijno-katechetycznej, piszę książki dla duszpasterzy, dzieci i ich rodziców, nagrywam piosenki adresowane głównie do dzieci, prowadzę parafialne rekolekcje, misje, koncerty wokalne, duszpasterzuję wśród narkomanów i alkoholików. Nie wszystkie z wymienionych posług akceptują niektórzy duchowni, a również i świeccy. Najwdzięczniejszymi odbiorcami moich działań pozostają na pierwszym miejscu dzieci oraz narkomani i alkoholicy.

Bp Antoni Józef Długosz, biskup pomocniczy częstochowski, duszpasterz osób z problemem narkotykowym, twórca domu dla tychże „Betania” i Krajowy Duszpasterz Ochotniczych Hufców Pracy.

3.

Jan Góra OP

Jak wyglądają moje relacje ze świeckimi?

Odpowiadam najpierw sam sobie, ale także innym: Jak najbardziej pozytywnie. Nigdy nie uległem chorobie nieufności wobec świeckich, nigdy nie zamknąłem się do tego stopnia w klasztorze, by świecki był dla mnie zagrożeniem, wzbudzał nieufność. Lubię i cenię obecność i współpracę z nimi. Przynoszą nowe spojrzenie, nowe rozwiązania, świeżość problemów i zaangażowania. Lubię, jak się angażują w Kościele, w duszpasterstwie.

Mam bowiem świadomość, że ich miejsce w Kościele nie ja wyznaczam i nie ja wskazuję, gdzie mają stanąć czy usiąść. Oni to miejsce mają przez fakt chrztu św., więc nie mam się co wynosić, zarządzać, dyrygować. To, że zajmuję miejsce w prezbiterium, a nie w nawie przypomina mi, że mam służyć Ludowi Bożemu obsługując dwa stoły, Stół Słowa Bożego i Stół Eucharystii.

Mam do świeckich zaufanie. Z nimi dokonałem sporo. Hermanice, Jamna, Lednica. To duże przystanki. Bez nich byłoby to wszystko niemożliwe. W zasadzie są to w całości dzieła świeckich. Mój wkład jest wyłącznie religijną posługą. Posługa i zaangażowanie świeckich stworzyły bazę dla mojej posługi duszpasterskiej, wykreowały dla mnie instrument duszpasterski.

Świeccy torowali mi drogę, przygotowywali miejsce, włączali mikrofony, podawali szklankę wody lub strawy, niekiedy tego ostatniego w nadmiarze. Świeccy stawiali mi wymagania, to oni zrodzili mnie do ojcostwa w wierze i wymagali stałej kondycji apostolskiej. Widzę wyraźnie, jak są razem ze mną Kościołem Chrystusa. Im zależy na mnie, tak ja mnie na nich. Stworzyliśmy wzajemność, więzi, relacje. Nie jesteśmy sobie obojętni. Często im bardziej zależy na mnie niż mnie samemu na sobie. Ileż oni rozwiązali moich spraw, ileż ponieśli ciężarów! Świeccy pokazują mi drogę pośród tego świata, ja natomiast staram się pokazywać im drogę do nieba.

Jak wyglądają moje relacje z przełożonymi?

Odpowiadam bez wahania: Dobrze, a nawet bardzo dobrze. Zarówno prowincjałowie, jak i przeorzy obdarzali mnie zaufaniem i zrozumieniem. Ja nikomu nigdy nic nie zabierałem. Sam stwarzałem przestrzeń do zagospodarowania, wspomniane już Hermanice, Jamna, Lednica. Żyję swoim życiem, nie cudzym. Nie wcinam się między wódkę a zakąskę. Nie komentuję pracy współbraci. Może to wygodne, ale nie mam siły na takie zajęcia. Przed ponad 30 laty przełożeni posłali mnie do pracy z młodzieżą, więc posłuchałem i uwierzyłem, że to jest wola Boża w stosunku do mnie. Różny był stopień zrozumienia mojej posługi u różnych przełożonych, bywało, że wiłem się z bólu, ale wiedziałem, że ogień musi przepalić moje ambicje i egocentryzm, jeśli naprawdę chcę służyć Panu. Bywało, że byłem marginalizowany ze swoją pracą i dokonaniami. Kilkadziesiąt tysięcy nad Lednicą bywało niczym w różnych sprawozdaniach, tak jak i ja bywałem nikim. Nikt też mi nie dziękował za pracę. Ale i ja podziękowań nie oczekiwałem.

Otrzymałem radość i satysfakcję przez sam fakt uczestniczenia, a także poczucie sensu i wiele razy błogosławieństwo Jana Pawła II, które bywało mocniejsze niż trudności i przeciwności. Jak potężne bywało jego błogosławieństwo, niech świadczy ośrodek i kościół na Jamnej czy dzieło Lednicy. Pod wpływem tego błogosławieństwa rozrzucone cegły i kamienie stawały się murem, niezrozumienie przemieniało się w życzliwość, w chęć pomocy i uczestnictwo.

Jednym słowem, nie mogę narzekać, a nawet muszę się pochwalić wspaniałymi relacjami z przełożonymi współbraćmi skracającymi dystans między nami ze względu na moje dzieła i zaangażowanie apostolskie.

Co znaczy bycie mężczyzną w moim życiu?

Pytanie to dopada mnie w wieku 61 lat i po ponad 30 latach pracy duszpasterskiej wśród młodzieży. W tym wieku prawdziwy mężczyzna jest już dziadkiem, wdowcem, emerytem lub bliskim emerytury. Ja jakoś nie rozpoznaję się w tych kategoriach.

Dalej młodzież zwraca się do mnie: ojcze. Dalej czuję się poślubiony Kościołowi i nie zamierzam tych zaślubin zrywać. Dalej trwam z tymi, dla których jestem ojcem, i którzy rodzą się ze mnie dla królestwa, uważając, by rodząc się ze mnie, ani na chwilę nie przestawali być sobą. Młodzież jest w moim życiu „niechcianym dzieckiem”, które przyniosło mi najpiękniejszą miłość. Brzmi to dzisiaj jak kokieteria. Pisząc „niechciane dziecko”, nam na myśli fakt, że nigdy wcześniej nie chciałem, ani nie przewidywałem dla siebie duszpasterskiej pracy z młodzieżą.

Być mężczyzną w kapłaństwie, to wejść w „promieniowanie ojcostwa”, bo ojciec nie może zrobić krzywdy własnemu dziecku, chyba jakiś kazirodca. „Promieniowanie ojcostwa” zawdzięczam kard. Wojtyle, a później Janowi Pawłowi II. Jego tekst pod tym tytułem stał się moim podstawowym, obok Ewangelii, scenariuszem. Ojcostwo, to zwycięstwo „bycia dla drugiego” nad „byciem dla siebie”.

Cudem jest i stale się zdumiewam tym faktem, jak to jest, że, nie mając dzieci, mam przecież dzieci i to często bardziej niż ci, którzy je mają. A wszystko to dokonuje się mocą wiary. Trwam w zdumieniu. To, że oni, to jest młodzież, przychodzi do mnie i staje blisko, wcale mnie nie podnieca, ale bardzo wzrusza.

Być ojcem dla innych, to znaczy być dla nich bardziej niż dla siebie samego. Nie jestem sam, jestem z nimi. Drzwi mojego pokoju są zawsze otwarte na oścież. Lubię, jak są ze mną. Często odkładam swoje, by realizować ich prośby, potrzeby… Nie jestem zatem razem. Razem idziemy do Domu Ojca. Im zależy na mnie, mnie na nich. Zrodziła się wzajemność.

Co najbardziej mi przeszkadza w stereotypie duchownego?

Najbardziej przeszkadza mi jego nieczytelność, brak jednoznaczności, często styl bycia oraz język czy manieryczny sposób mówienia. Szczególnie razi mnie to u młodych kapłanów, którzy bezmyślnie wchodzą w poetykę, która wydaje się łatwym schronieniem dającym bezkarność i bezpieczeństwo. Na swój język trzeba zapracować.

Postawa kapłanów, trybunów ludowych, odziedziczona w spadku po pokoleniach jest dzisiaj trudna do zaakceptowania. Człowiek noszący się zbyt pewnie, mówiący podniesionym i uroczystym głosem, zachowujący się jakby stale przebywał na scenie czy ambonie podziwiany i oklaskiwany jest po prostu niesmaczny. Ale i przeciwieństwo zakompleksiałego duchownego, skrzywionego, uniżonego i nadskakującego jest jeszcze bardziej niestosowne. Złoty środek autentyzmu i normalności, czytelności i znaczenia.

Nie znoszę napuszonego stylu, napuszonego języka. Języka nie swojego. To się czuje i to jest nieznośne. Nie znoszę tupetu i pewniactwa oraz chowania się za utarte slogany pozornie znoszące odpowiedzialność za wygłaszaną wypowiedź lub postępowanie.

To nie jest łatwe, gdy stale przebywa się w zasięgu promieniowania wartości najwyższych....
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group